poniedziałek, 11 stycznia 2010

Norwegia za grosze - 9

Oznakowania szlaku.
I tu bym liczył głównie na siebie... i mapę, którą za 50 zł można kupić w schronisku. Nie myślcie, że wciśniecie 112 i dzielni chłopcy po was przybiegną, bo telefony działają (na szczęście) tylko w okolicy schronisk, dalej służą już tylko jako zegarki. Norwegowie mają własną filozofię oznaczeń. Uważają że czerwone "T" maźnięte od czasu do czasu na kamieniu wystarcza i... mają rację. Jeśli nie ma mgły, prowadzą was jak GPS. Ja trafiłem na dni mgliste i deszczowe, więc czasami żałowałem, że nie mam indiańskich przodków.
Dość często pojawiają się też kamienne kopczyki, podobne do tych, jakie ułożono na Czerwonych Wierchach, ale dużo wyższe i przez to doskonale widoczne. Jeśli macie ochotę, dołóżcie własny kamień, może ktoś dzięki wam odnajdzie drogę. Gorzej, gdy idziecie w gęstej mgle po świeżym śniegu. Ja jestem przesadnie ostrożny, więc na lodowej czapie Glittertind (2465), który z jednej strony jawi się jako łagodna górka, a z drugiej jako potężne, strome urwisko, trzymałem się minimum 5 m od krawędzi... Dopiero po powrocie do schroniska dowiedziałem się, że do urwiska obrywają się czasami nawet dwudziestometrowe nawisy śnieżne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz