wtorek, 21 grudnia 2010

Syberia za grosze - 8






 Skała Szamana - najświętsze miejsce Azji. Hmmm... niby nic takiego - niewielki skalisty półwysep, który jest żelaznym punktem programu każdego turysty na Olchonie, ale rzeczywiście działa jakaś magia tego miejsca.
Nie chodzi wcale o to, że słyszałem wiele przepięknych legend związanych z tą skałą i dałem się ponieść nastrojowi chwili; nie o to, że przez znawców tematu uznawana jest za jeden z najsilniejszych  na świecie czakranów, bo nie wierzę w te bajki; magia polega raczej na intensywności doznań, jakich w tym miejscu mogłem doświadczyć.
Weźmy chociażby kolory. Nie cierpię sztucznego nasycenia barw, charakterystycznego dla większości  współczesnych cyfrówek, ale tam taka saturacja była prawdziwa; co więcej, mam wrażenie, że matryca nikona nie była w stanie oddać bogactwa kolorów. Skały rankiem były intensywnie złote, w południe zmieniały się w kość słoniową, przed zachodem były krwistoczerwone, wieczorem błękitna poświata błądziła po nich jak po ostrzu magicznego miecza a przy tym czysta, dostojna, nieziemska wręcz barwa Bajkału...
Według mojego planu miałem porzucić wyspę  po kilkunastu godzinach, a trzy razy rozbijałem tam swój namiot. Dwie noce dumałem przy Skale Szamana, jedną spędziłem na jakimś kamiennym uroczysku. Jeszcze w pociągu znajomi Rosjanie mowili "Jeśli ktoś chce pojechać tam, by popatrzeć i zrobić zdjęcia, to szkoda jego czasu. Siądź gdzieś samotnie - radzili mi - i słuchaj. Bądź cierpliwy, słuchaj, słuchaj a Bajał przemówi i pomoże ci zrozumieć  samego siebie."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz